BUDOWA TRAS SZYBKIEGO RUCHU KOSZTUJE DZIŚ 30 PROC. MNIEJ, NIŻ ZAKŁADANO


Budowa tras szybkiego ruchu kosztuje dziś o 30 proc. mniej niż zakładano - informuje Gazeta Wyborcza. Na jednym przetargu państwo oszczędza nawet 700 mln zł. Powód? Kosztorysy sporządzano w oparciu o ceny z okresu boomu budowlanego. - A w kryzysie i robocizna, i materiały są tańsze - tłumaczą firmy drogowe.

Według Ministerstwa Infrastruktury powstaje właśnie 814 km nowych tras szybkiego ruchu: 331 km autostrad, 239 km dróg ekspresowych, 94 km obwodnic. Trwa też ponad 50 przetargów na kolejne odcinki dróg.

W rządowym Programie Budowy Dróg Krajowych w latach 2008-12 na inwestycje zarezerwowano 121 mld zł. Pieniądze pochodzą z kilku źródeł: budżetu państwa, Krajowego Funduszu Drogowego, Funduszu Spójności, Programu Operacyjnego "Infrastruktura i Środowisko" oraz kredytów m.in. z Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Czy te środki wystarczą na wszystkie zaplanowane w programie autostrady i drogi ekspresowe? Jeszcze nie wiadomo. Na razie wiele odcinków powstaje za dużo mniejsze pieniądze, niż szacowała Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad.

- Oferty w ogłaszanych przez nas
przetargach na roboty budowlane są średnio o 30 proc. niższe od kosztorysów. Widać, że jest duża konkurencja, no i że mamy kryzys - powiedział GW Andrzej Maciejewski, rzecznik Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.

Dlaczego firmy budowlane obniżają ceny? Krzysztof Kozioł, rzecznik Budimexu, wymienił dwie główne przyczyny: - Budowa dróg w Polsce to długi proces, przygotowania trwają latami. Kosztorysy GDDKiA na obecne inwestycje były opracowywane rok temu w okresie boomu budowlanego. Od tego czasu sytuacja zmieniła się diametralnie, ceny zarówno robocizny, jak i materiałów znacząco spadły.

- Dzisiaj mamy też niższe ceny
paliwa - uzupełnił menedżer jednej z firm budowlanych. - Gdyby robić zlecenia dla państwa kompletnie bez zysku, to okazałoby się, że potrzeba nie więcej niż 50 proc. kasy z kosztorysu - dodaje.

A druga przyczyna? - Mimo wszystko wciąż niewystarczająca liczba zamówień w stosunku do potencjału branży i rosnąca konkurencja. Na naszym rynku zaczynają walczyć nie tylko firmy z całej Europy, ale i z Chin czy Indii - tłumaczył Kozioł.

- Firmy wykrwawiają się, nawet giganci pokroju Strabagu biją się o najmniejsze zamówienia - potwierdził gazecie Adrian Furgalski, ekspert Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. - Liczy się przetrwanie, ważne, żeby był obrót - dodaje.

Furgalski ostrożnie podchodzi jednak do oszczędności z przetargów: - Zwłaszcza gdy oferta jest o 60 proc. niższa od kosztorysu. Zastanawiałbym się wtedy nad unieważnieniem przetargu. Bo albo będziemy mieli problem z jakością, albo firmy będą dusiły podwykonawców, albo w pewnym momencie budowa po prostu stanie.

Jak długo jeszcze państwo może korzystać na niskich cenach? Rzecznik Budimexu zauważył, że oferty firm budowlanych pokazują pewien trend: - Ceny ofertowe w inwestycjach drogowych to ceny realizacji kontraktów na rok, półtora roku. Firmy budowlane kalkulują je w dłuższym okresie czasu, zakładając, że różne koszty raczej im nie wzrosną. Że to się będzie im nadal opłacało.

- Tylko się cieszyć. Będziemy mogli za te same pieniądze wybudować więcej - skomentował Andrzej Maciejewski, rzecznik GDDKiA.

Jednak zdaniem Adriana Furgalskiego z tymi dodatkowymi inwestycjami może być problem, bo nie są one przygotowane na tyle, by można je było szybko uruchomić. - Co roku mówiło się, że kolejny rok będzie przełomowy pod tym względem. Na ten zaplanowano wydać 32 mld zł, ale ja oceniam, że uda się wydać tyle co w 2008 r., czyli 15-16 mld zł. Już teraz Ministerstwo Infrastruktury mówi zresztą, że największe uderzenie inwestycji czeka nas dopiero w latach 2010-11 r.




Źródło: Gazeta Wyborcza – 22.07.2009